Nowości na stronie spozo.pl
STRONĘ PRZENIESIONO NA :
www.travelmoto.pl
ZAPRASZAMY
www.travelmoto.pl
ZAPRASZAMY
Wyjazdy, Wyprawy...
- VI zlot ADV - Roztocze
- Alpejska Przygoda 2011
- Albania odkryta, Bałkany motocyklowo
- I Rajd DTR Jeseniki 2011
- II Rajd Kocich Gór
- IZI Meeting 2011
- Wiosenne motocyklowe przejażdżki
- V zlot ADVrider - Dziwinówek
- Elefantentreffen 2011 - kolejna słoniowa wyprawa
- Wśród Rumuńskich rzeki i strumieni
- Off Road wokół komina
- Roadrunner's Race61
- Bornholm - słoneczna wyspa Bałtyku
- Amsterdam w maju – czyli jak można nisko upaść
- Elefantentreffen 2010 - czyli nasza słoniowa wyprawa
Alpy dzięki swemu niedalekiemu położeniu i urokliwym widokom wciąż wciągają i zachęcają do odwiedzenia. W grupie kilku znajomych wybraliśmy się w Alpy Austriackie.
Relacja oczami jednej z uczestniczek wyjazdu Bulinki:
ALPEJSKA PRZYGODA
Gdy się człowiek naczyta motocyklowych czasopism i relacji z różnych wypraw, to prawie zawsze pojawia się uczucie zazdrości, podziwu i chęci zwiedzenia na dwóch kółkach podobnych krajobrazów.
Pięć dni urlopu raczej wyklucza podróż dookoła świata, ale na posmakowanie alpejskiego powietrza wydawało się w sam raz. Decyzja zapadła, jedziemy!
W rolach głównych występują:
* Yamaha Fazer FZS600 z Bulinką
* Yamaha Fazer FZ1 z Bulim
* Yamaha Fazer FZ6 z Golfikiem i Monik na pokładzie
* oraz BMW F800 GS ze Spozo (organizator wycieczki)
Te cztery maszyny miały przynajmniej jedną cechę wspólną – chcą i lubią dostarczać swoim użytkownikom radość z jazdy. Czy potwierdzą tę cechę na rundach kręconych po alpejskich agrafkach?
POLSKA- CZECHY
11 sierpnia, czwartek, dziś ruszamy.
Jak zawsze pakowanie zostawiamy na ostatnią chwilę i tutaj zonk. Wyjazd opóźnia się o godzinę – przy wyprowadzaniu motocykla z garażu Buli otrzymuje niespodziankę, ma kapcia w tylnej oponie. Szybka interwencja u wulkanizatora i zapakowani bagażami „po uszy” o g. 15:00 wyjeżdżamy z pełną ekipą w kierunku Boboszowa :D
Naszym pierwszym celem jest przelot za Brno na wcześniej wybrany kemping. Mamy do pokonania ok. 320 km.
Główna założenie to jechać jak najwięcej bocznymi drogami, najlepiej całkiem unikać autostrad… jednak życie korygowało te plany na bieżąco…
Początek był wspaniały. Zero deszczu na drodze, świetny humor i ta ciekawość alpejskich tras widokowych, marzenie każdego motocyklisty. Wszystko to powodowało, że na drodze kilometry uciekały same i na miejscowym Autokemp ATC Merkur Pasohlávky **** byliśmy już kilka minut po 18:00.
Szukamy urokliwego miejsca, zatrzymujemy się na pasie miedzy dużą laguną a jeziorkiem. Idziemy z Moniką po piwko, a chłopaki zaczynają rozbijać namioty.
Zaczyna się ściemniać, zrzucamy motocyklowy ubiór i idziemy na Smažený sýr z hranolkami :P z kolejnymi porcyjkami czeskich trunków ;) Podczas biesiadowania omawiamy dalszą część naszego wyjazdu.
CZECHY - AUSTRIA
Ranek 8:00, atmosfera wspaniała, z pełną energią pakujemy nasze biwakowe sprzęty, pijemy kawkę i o 9:30 wyruszamy w drogę w kierunku Wiednia. Tym razem pociskamy autostradą, by szybciej dotrzeć na miejsce – przed nami jeszcze niecałe 500 km.
W pewnym momencie zaczynają się cudowne widoki na Alpy. Co chwilę droga przekształca się w tunel i łagodnymi łukami odsłania coraz to ciekawsze widoki.
O 18:00 jesteśmy już na miejscu w uroczym miasteczku Zell am See.
Zajeżdżamy pod SEECAMP, który staje się naszą bazą noclegową (i nie tylko...) na kolejne 3 nocki ;D Kolejny camping oznacza szukanie kolejnego miejsca pod namiot – tutaj do wyboru mamy niestety tylko dwie miejscówki. Zaczyna się zrywać porywisty wiatr, robi się ciemno i zaczyna padać. Golfik podejmuje męską decyzję – rozbijamy się na polu nr 15. Tutaj niestety namioty rozkładamy na mokro, z Moniką dmuchamy materace, bo pompka, którą zabrał ze sobą Buli niestety nie dała rady :)
Dookoła kampingu unosi się mgła i wilgotne powietrze.
Modlimy się, aby jutrzejsza pogoda była łaskawsza :) :)
Przestało padać, udajemy się na zwiedzanie „powiatu” z piwkiem w dłoni,
po kilku symbolicznych fotkach i relaksacyjnych zajęciach idziemy do gustownej restauracyjki. Karta dań w języku niemieckim, Monika tłumaczy każdemu z nas nazwy i składniki potraw, wyręcza nas także w zamawianiu… w nagrodę dostaje od szefa kuchni pięknego czerwonego raka, który w kolejnych dniach staje się naszym talizmanem zamocowanym na motocyklu Spozo.
Zell am See - Gerlos Alpenstrasse
13 sierpnia, sobota
Pierwszy poranek w Alpach, niestety deszczowy. Ciemne chmury oplatają wierzchołki gór – ponoć taka specyfika klimatyczna tego miejsca... Dziś w planach trasa wysokogórska - Gerlos Alpenstrasse. Chwila wahania, jedziemy czy czekamy aż przestanie padać? Chęć jazdy i zwiedzenia widokowych tras była silniejsza. Ubieramy się w kondomy i siadamy na nasze 4 motocykle. Tankowanie do pełna, drobna modyfikacja trasy i wyruszamy.
Nastroje średnie, cały czas proszę by przestało padać, bo nic nie zobaczę oprócz mgły i białego mleka. Modlitwy chyba zostały wysłuchane. Przed południem przestaje padać, akurat na kilka kilometrów przed wjazdem na docelową trasę. Zajeżdżamy na CPN, ściągamy przeciwdeszczówki, wracam z Coca-Colą i widzę jak mój Buli uciska moje spojlery w kasku. Przyznaje się, że spadł mu mój hełm, jak przestawiał motocykl. Słońce w górze, a u nas burza z piorunami ???, ale szybko przechodzi. Na szczęście na wyposażeniu mamy kropelkę, taśmę izolacyjną i magiczne ręce Golfika ;D ;D ;D
Lecimy dalej.
Zaczynamy alpejską przygodę, wjeżdżamy na pierwszą pokręconą jak makaron trasę. Na miejscu szok. To dopiero rozgrzewka, trasa wąska, bez barierek, część leci lasem, część doliną, ale cały czas w górę i dół lub na odwrót w dół i w górę. Zastanawiam się co tutaj robię, zakręty wąskie po 180˚ i to stromo w górę. Przejazd nie był nadzwyczaj łatwy, szczególnie dla mnie. Gdy zakręty robiły się ciaśniejsze trzeba było zwalniać.
Pierwsze podejście spalone, za mała odległość i totalne zaskoczenie, po lewej stronie przepaść, po prawej ściana drzew. To jakaś masakra myślę… Krótki przymusowy odpoczynek, słucham rad chłopaków, analizuję technikę jazdy i wydaje się, że jest coraz lepiej, zaczynam się oswajać z wysokością, kształtem zawijasów i chyba coraz bardziej ufać swoim umiejętnościom.
Oprócz asfaltu zaczynam widzieć coraz więcej motocykli (to dobry znak :D :D :D). Udziela mi się entuzjazm, endorfiny szczęścia ;D ;D ;D Motocykle, motocykle i jeszcze raz motocykle, wszelkiej maści mniej lub bardziej załadowane, z kuframi lub bez, śmigających na zakrętach jak na jakimś torze ;D Widok nie do opisania.
Zjeżdżamy z trasy i lecimy na następną: Gerlos Alpenstrasse. Na przełęczy płacimy 4 Euro, dostajemy pierwsze naklejki. Teraz naszym celem jest zobaczenie wodospadu Krimmler Wasserfälle(wys. 380m) – najwyższego wodospadu w Europie. To 12 km odcinek pięknej krętej drogi pełnej malowniczych krajobrazów. Trasa ma wysokość 1630 m o łącznej liczbie 8 zakrętów o 9 % kącie nachylenia powierzchni.
Motocykle zostawiamy na parkingu, pozostałe akcesoria zostawiamy w depozytowych szafkach i idziemy na spacer. Do wodospadu dzieli nas tylko 10 min pieszej wędrówki… w międzyczasie chłodzimy się lodami, by na koniec poczuć orzeźwiająca mgiełkę potężnej siły wodospadu.
To ostatni punkt naszej dzisiejszej wycieczki. Jest g. 20:00 wjeżdżamy na teren campingu. Oh jak miło jest zrzucić motocyklowe ciuchy i buty na rzecz dresów i japonek :D - Buli coś wie o tym.
Snu mało, rozmów wiele i rano znowu w drogę. W planach przecież kolejna trasa tym razem dłuższa i jeszcze bardziej malownicza.
Zell am See - GROSSGLOCKNER HOCHALPENSTRASS
14 sierpnia, niedziela
9:00 Ranek przywitał nas cudownym słońcem i tak już było do końca dnia. Czuć w kościach przejechane kilometry, smarujemy łańcuchy, oczyszczamy owiewki z owadów, ostatnie spojrzenie na mapę, kabanos na drogę i jest OK – można jechać na podbój Grossglockner Hochalpenstrasse.
To najbardziej malownicza droga w Austrii, prowadząca na odcinku 48 km aż 36 serpentynami do krainy wiecznego śniegu – Lodowca Pasterz. Na trasie pokonuje się różnicę poziomów wynoszącą aż 1766 metrów! To kolejny szlak motocyklowy cały czas pod górę lub w dół, w zasadzie bez prostych odcinków. I zaczyna się zabawa, motocyklowy raj, trzeba tylko uważać na świstaki :D
Jest 10 rano, spod bramek biletowych rozciągają się fantastyczne widoki na ośnieżone szczyty łańcuchów górskich. Płacimy 18 euro od motocykla, dostajemy kolejną naklejkę i wyruszamy na podbój!
Widok poruszył każdego, ja przez pewien czas jechałam na bezdechu. Idealny asfalt, przepiękne krajobrazy, dwu/-trzypasmowa droga, a na niej mnóstwo serpentyn i zakrętów i tylu motocyklistów, że trzeba było zrezygnować z pozdrawiania się, bo nie byłoby kiedy trzymać kierownicy.
Bikers Point: Edelweißspitze(g. 11:30)
Wzdłuż całej trasy znajdowało się wiele punktów widokowych (tzw. Biker’s Point), najwyższy położony 2571 m n.p.m. to ten znajdujący się na 28 km trasy (punkt Edelweissspitze), skąd roztacza się imponująca panorama na najwyższy szczyt Grossglockner (3798 m).
Wjazd nań jest naprawdę stromy z bardzo ciasnymi 7 zakrętami – to jedyna trasa wyłożona kostką brukową. Oprócz walki z ekstremalnymi zakrętami trzeba było też walczyć z rozrzedzonym niskim ciśnieniem powietrza… Na szczycie piękna wieża widokowa z panoramicznym widokiem na alpejskie 3-tysięczniki oraz zarezerwowany w pierwszym rzędzie parking dla motocyklistów wraz z ławkami przeznaczonymi na odpoczynek.
To największy lodowiec Alp Wschodnich położony w północnej części masywu Grossglockner w Austrii o długości 8,8 km, grubość lodu wynosi ok. 300 m. Do pasma lodowcowego pasterze można zejść szlakiem wędrownym lub zjechać kolejką Gletscherbahn. Na lodowcu ruch jak w Rzymie, ale dla widoków warto się tam przecisnąć. To kolejna uczta dla oka, widok z parkingu na lodowiec Pasterze i szczyt Johannisberg, z którego spływa lodowiec, po lewej stoki Großglocknera:
Cała trasa ma 337 km, niestety nie udało nam się zwiedzić wszystkich odnóg tego szlaku, zostały nam jeszcze dwie „ślepe dróżki” zmierzające w głąb gór - to zostawiamy na kolejny raz :D :D :D.
Kolejne kilometry pokonywaliśmy dynamicznie, choć w jednym momencie chyba zbyt ekspresyjnie. Na jednym prostym odcinku zza krzaków wyskoczył austriacki policjant z radarem. Zatrzymał Buliego, a ja stanęłam tuż za nim (w roli tłumacza), reszta ekipy pojechała do przodu. Policjant oznajmił, że przekroczyliśmy 14 km/h i będzie nas to kosztowało 10 €. Wyskoczyliśmy z kasy i pojechaliśmy dalej.
Kilkaset metrów dalej macha do nas z drogi Monika. Zatrzymujemy się. Mówi, że Golfik poleciał zatrzymać Spozo. Czekamy, czekamy na ich powrót, po dobrych 10 min, przyjeżdża sam Spozo i mówi, że Golfikowi drogę powrotną odcięły uwaga…. bezpańskie alpejskie krowy…. :)
Po takich wrażeniach nastąpił czas sjesty i krótkiego odpoczynku nad lodowatym Hintersee.
Po mału zbliżaliśmy się w kierunku naszej bazy noclegowej, gdzie czekał na nas gorący prysznic, winko i pyszny posiłek. Wreszcie siadamy na czymś innym niż motocyklowa kanapa, wspominamy miniony dzień i szykujemy się do spania, bo jutro z samego rana pobudka!
Przez całą trasę mieliśmy niesamowite widoki na góry, z których schodziło bardzo dużo strumieni, górował doskonały asfalt i mnogość zakrętów. Wszystko to czyni z tego miejsca istny raj dla motocyklistów. Trasy wiją się wśród potoków, jezior, ośnieżonych gór i …. Alpejskiego bydła ;D Każdy przejechany kilometr zachwyca,jest niezwykle ciekawie. Aż chce się wrzeszczeć ze szczęścia. Ja tu zostaję, nie chcę wracać!
AUSTRIA - POLSKA
15 sierpnia, poniedziałek
7 rano. Czas szybko zleciał i droga powrotna czeka (785 km). Wydawało się, że teraz wszystko mamy z górki, ale na dość krótko, bo nad większą część Europy spłynęły koszmarne ulewy. Na początku padało przeważnie za nami lub obok nas. Ale już po 200 km ulewa pojawiła się za nami, przed nami i dokładnie w miejscu w którym byliśmy. Z kilometra na kilometr coraz bardziej w portkach mokro było, nie wspomnę już o hektolitrach wody wylanej z butów... Lało i lało, a jechać trzeba było. Do domów dotarliśmy zmęczeni (ale szczęśliwi) już po zmroku.
Sprzęty spisały się na 5+. Wyjazd oczywiście należy do bardzo udanych, założenia wyprawy zostały zrealizowane w 100% - górki zostały objechane dokładnie dookoła, byliśmy we wszystkich zaplanowanych alpejskich miejscach. Wyjazd był dla mnie wspaniałą przygodą oraz życiową lekcją techniki jazdy. Wielokrotnie wracam myślami do tamtych chwil i jestem pewna, że jeszcze tam wrócę.
Tam były zakręty! Setki zakrętów! Tysiące zakrętów! Banana na twarzy mam do dzisiejszego dnia :)
Dzięki chłopaki za mega przygodę!
Tekst: Bulinka
Zdjęcia: uczestnicy wyprawy
Więcej zdjęć: FOTO
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
0 komentarze:
Prześlij komentarz
Podziel się swoją opinią na temat powyższego artykułu